Impact’17 czyli kapitalizm kompradorski zamiast wolnego rynku

W dniach 31 V – 1 VI w Krakowie odbyło się kolejne spotkanie Impact ’17 w założeniu poświęcone innowacjom i współpracy start-upów ze światem nauki, rządem i przedsiębiorstwami.

Mimo biznesowych warsztatów dla startupów, obecności premier, ministrów, czołowych banków czy przedsiębiorstw jak KGHM, podobnie jak pół roku wcześniej we Wrocławiu, spotkanie przypominało raczej propagandę, niż konkretny przełom dla innowacji w Polsce. Bowiem rząd Beaty Szydło stawia raczej na dalekie od wolnego rynku rozwiązania izraelskie, które w formie państwowych dotacji miały poprawić jakość armii, a w latach 90-tych zostały rozszerzone na małe firmy posiadające przynajmniej jednego współpracownika zagranicznego, bowiem Izrael jest za mały i zbyt wrogo nastawiony do sąsiadów by być samowystarczalnym ekonomicznie.

Minister Gowin zapowiedział więc na 2018 rok zmianę ustawy o szkolnictwie wyższym, która preferuje współpracę przemysłu z nauką i już teraz rząd daje ulgi podatkowe przedsiębiorcom na innowacje, stąd ich liczna obecność. Jednak w praktyce z ogólnych deklaracji gości (jak prezes KGHM Radosław Domagalski-Łabędzki) niewiele wynika, bowiem w kwestiach podatków wicepremier i absolwent historii Mateusz Morawiecki pozostaje dla przedsiębiorców i konsumentów opresyjny jak poprzednie rządy PO, PSL i SLD.

Bowiem innowacja z definicji zakłada ryzyko nowych pomysłów, a zatem gdyby ZUS dla przedsiębiorców był dobrowolny, a stawki podatku dochodowego i VAT wynosiły 0 zł, to wówczas jakakolwiek porażka byłaby bezpieczna, bo angażowałaby jedynie koszty inwestycji. A z punktu widzenia nauki nawet eksperymenty, które nie spełniły naszych oczekiwań mają wartość naukową i poznawczą dla przyszłych eksperymentów.

Tymczasem socjalistyczny rząd PiS burzy tę swobodę eksperymentu, bowiem co prawda przeznacza setki milionów złotych na dotacje i ulgi, ale jakąkolwiek innowację ucina już na etapie recenzenckim. Czyli zamiast pozwolić innowatorom polegać na wolnym rynku, rząd obarcza przedsiębiorców ZUSem, podatkami VAT i CIT, a ocenę wartości innowacji ustala na podstawie recenzji urzędników, których stanowiska zostały obsadzone do 30 kwietnia 2017 jak podaje dziś Puls Biznesu. W efekcie potęgować się będą patologie z czasów rządu PO-PSL kiedy to o milionach na naukę polską decydował „gang biologów”, bowiem akurat biolodzy obsadzili gremia decydujące o finansach jako pierwsi i sami sobie przyznawali granty (m.in. w zamian za tytuły doktora honoris-causa). W odpowiedzi w 2015 roku fizycy symulacją wykonaną przez dr Sobkowicza pokazali, że największe dotacje i granty dostają dziedziny reprezentowane przez „klany” recenzentów którzy do gremiów dostali się jako pierwsi. W przypadku innowacji którymi zajmuje się Impact udział prywatnych pieniędzy może te patologie częściowo wyeliminować, jednak opresyjność obciążeń podatkowych i ZUS dla młodych startupów preferuje raczej wielkie przedsiębiorstwa. Z drugiej strony nawet ci wielcy mogą nie być zainteresowani, bowiem tacy giganci jak Samsung czy HSBC głównie z powodu opresyjności podatkowej traktują Polskę jako rynek bardziej peryferyjny nawet od Austrii.

Mimo tego premier Beata Szydło w swoim przemówieniu była pod wrażeniem Impactu chcąc przyciągnąć do Polski innowatorów także z Węgier czy Ukrainy i biła brawo widząc np. wynalazek naukowców z Politechniki Wrocławskiej – czapkę do sportów ekstremalnych, która zastępuje niewygodny hełm, ponieważ zrobiona jest z substancji reagującej dużym oporem na szybkie uderzenia, a zachowującej się niemal jak ciecz w przypadku uderzeń powolnych. Przykład ten pokazuje, jak bardzo naukowcy w Polsce, często posiadający zaawansowane umiejętności, stoją w kontraście do zapotrzebowań rynku, które jest na poziomie dzieci, a sztuką startupów jest to zapotrzebowanie właściwie odczytać.